Jestem zawiedziony żłobem

Boże Narodzenie nie przemawia do mnie. Nie potrafię odnosić się osobiście do tych świąt. Może ktoś mi kiedyś objawi, jak mam to zrobić, a ja tymczasem będę kontynuował wątek Marii. W poprzednim wpisie wczułem się w tę postać: myślałem sobie, jak ona mogła spędzić wigilię dnia, w którym urodziła Jezusa. Pewnie nie wiedziała, że to już jutro, ale miała nadzieję, była zdeterminowana i nie posiadała się z radości, że przez nią Boży Syn ma przyjść na świat.

Dobrze jest poczuć się jak Maria, chociaż… dla mnie to trudne. Dlaczego? Bo muszę poprzestać na zwykłych rzeczach. Maria położyła niemowlę w żłobie, w karmniku. Brak komfortu to rzecz oczywista. Ale brak oczekiwanych fajerwerków – to coś gorszego.

Może ja sądzę po sobie, może Maria była na tyle święta, że potrafiła dostrzec w tym marnym żłobie bożą wolę, nie jęczała Józefowi, że się słabo postarał, bo dla niego to „tylko dziecko”, nie miała żalu do Boga, że przyszło jej urodzić króla w warunkach niegodnych króla. Ja na jej miejscu na pewno czułbym się zawiedziony. Przynajmniej troszeczkę. Trochę. Ok, bardzo zawiedziony.

Bo co ja tu mam? Jakiś dom w małym Betlejem. Co z tego, że lokalizacja zgadzała się z proroctwem, skoro trzech mędrców ze Wschodu nie umiało tam trafić? Najpierw przybyli do Jerozolimy, do króla Heroda – to naturalne. Szukali króla, więc poszli do królewskiego pałacu. A co mogli powiedzieć pasterze o zwyczajnych okolicznościach? To jest dopiero hit! Co usłyszeli od anioła, który „zwiastował im radość wielką”? Proszę bardzo:

A to będzie dla was znakiem: Znajdziecie niemowlątko owinięte w pieluszki i położone w żłobie. (Łuk. 2:12, BW)

Pieluszki i żłób… Oczywiście, kilka rzeczy wskazywało na niezwykłość urodzin Jezusa. Na przykład napisane jest, że król Herod, usłyszawszy o „narodzinach nowego króla żydowskiego”, zatrwożył się, a z nim cała Jerozolima (Mat. 2:3, BW). Całe duże miasto się przestraszyło! Poza tym trzech mędrców szło za jakąś fantastyczną gwiazdą, a potem pokłoniło się dziecku i obdarowało go skarbami – cennymi tyleż materialnie, co proroczo. Wreszcie do pasterzy przyszedł anioł! Już widząc jednego anioła, można się przestraszyć, dlatego zresztą powiedział im nie bójcie się (Łuk. 2:10, BW). Ale tam była cała armia aniołów, chwalących Boga i mówiących: chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom, w których ma upodobanie. (Łuk. 2:13-14, BW) To dopiero musiał być piękny, fascynujący i przerażający widok!

Żłób w kontekście Chrystusa kojarzy się z jedzeniem, a więc z Eucharystią, to rewelacja! Ale tamtej nocy Maria mogła widzieć w nim tylko kilka desek i siano. Wszystko to było do bólu prozaiczne. Jedyna niezwykła rzecz, której mogła się trzymać, to wspomnienie archanioła Gabriela i jego „błogosławionaś ty” oraz fakt, że poczęła bez kontaktu z mężczyzną.

Czy to jej wystarczyło? A czy dla mnie byłoby to wystarczające? Czy trzymam się dość mocno Tatowych obietnic? Załóżmy, że Bóg mnie jakoś używa, a ja – czy potrafię pogodzić się z tym, że owoc moich starań i niebotycznych nadziei legnie w… żłobie?

Dodaj komentarz