Dziś nieźle pogrzebałem, wybebeszyłem tekst polski, angielski i hebrajski. Wszystko po to, żeby pojąć coś bardzo ważnego, przynajmniej dla mnie. Pytam: po co to wszytko, to czytanie Biblii (zgodnie z planem w lutym skończę czytać całą!). Po co się tego uczyć, interesować? Podpowiedź mam u Salomona.
W pierwszym rozdziale (w.3) jego „przypowieści / przysłów” jest napisane, że służą one temu, by:
-
odebrać, przyswoić, zdobyć
-
nauki, pouczenie, ćwiczenie, instrukcje, przestrogę, staranne wychowanie, mądrość, umiejętność
-
rozważnego, roztropnego zachowania, życia, postępowania, dyscypliny (w zakresie:)
-
sprawiedliwości/rzetelności/uczciwości (tsedeq, צדק) – słuszności, posłuszeństwa, poszanowania prawa;
-
prawa/prawości, cnoty, prostolinijności (mishpat, ומשפט) – wyroków, rozporządzeń;
-
sądu/szczerości-transparentności-przejrzystości/prześwietlenia (meyshar, ומישרים) – spełniania wymagań.
I oczywiście odnosi się to wprost do tej księgi przysłów. Ja jednak uważam, że można to równie dobrze rozumieć jako wstęp, przypis do całej Biblii.
Na końcu jest obrazek tekstowy, gdzie można prześledzić, jak tłumacze się mordują z tym jednym wersetem. Tyle różnych wersji! Po przeczytaniu wszystkich nie wiedziałem już, o czym to. Dlaczego? Bo te trzy żydowskie pojęcia są zrozumiałe w pełni tylko dla… Żyda, który to wyssał z mlekiem matki i nauczył się w szkole. Tłumacz musi to trafnie przełożyć „na nasze”.
I ja też zabawiłem się w tłumacza. Być może cała zabawa polega na tym, że są to wyrazy bliskoznaczne. Trzeba więc zlepić wszystko razem jak różnobarwne kulki plasteliny, pomiętosić, pomieszać i tak połknąć.
A może dobrze jednak trochę pofilozofować? Bez przesady, ale zastanowić się chociaż, czym się różni jedno od drugiego i od trzeciego. Ja widzę to tak (trochę projektowo): mam cel (prawo), realizację (sprawiedliwość), ocenę (sąd). Co ciekawe, ta „realizacja” została wymieniona na pierwszym miejscu, jakby nie po kolei.
To mówi mi coś istotnego: dobre uczynki (sprawiedliwości), np. troska o sieroty i wdowy – nie mają być wykonywane z nieustannym oglądaniem się na wskaźniki ustalone przez szefa. Czy już osiągnąłem, co trzeba? Również daleko jeszcze do końcowego sądu – ewaluacji, oceny, podsumowań – to rzecz Boga, nie moja (choć autokorekta na każdym etapie jest cenna).
To Bóg poucza mnie, jak ten cały bałagan powinien wyglądać (prawo), a jak wygląda (sąd). On wskazuje drogi i bada serce. Ale najpierw daje pragnienie po prostu pięknego, owocnego, dobrego życia (sprawiedliwości, świętości). Coś, co pociąga, nie straszy!