No już, pogódźmy się

Jedność i różnorodność – jak to pogodzić? Bo że pogodzić trzeba, nie ma wątpliwości. Historia daje dość dowodów, że horrorem jest świat zupełnie podzielony albo przeciwnie – ujednolicony. 

Możesz pomyśleć: – A co mnie to obchodzi? Totalitaryzmy, relatywizmy, historia społeczna, dzieje kościoła, ekumenia… – to sprawy, które mnie przerastają i… nie dotyczą. – I po trochu masz rację.

Ale zostawmy na chwilę tę wielką skalę problemu. Zejdźmy na sam dół – do domu; twojego domu, mojego domu. Czy panuje tu zgoda? Coś więcej niż kompromis, raczej piękne bycie razem, blisko, ściśle – coś godnego podziwu i zazdrości. Przy uszanowaniu, ba! więcej; ukochaniu odmienności żony, brata, dziecka, rodzica… Przy wspólnym dążeniu do świętości.

I tutaj dotykam sedna sprawy. O co się modlił Jezus przed śmiercią, przed pojmaniem? O jedność, tak… Czy chodziło o jedność poglądów, wyznania wiary, jedność denominacji kościelnych? Przeczytajcie sami:

Ojcze święty, zachowaj w twoim imieniu tych, których mi dałeś, aby byli jedno jak i my. …Aby wszyscy byli jedno, jak ty, Ojcze, we mnie, a ja w tobie, aby i oni byli w nas jedno, aby świat uwierzył, że ty mnie posłałeś. I dałem im tę chwałę, którą mi dałeś, aby byli jedno, jak my jesteśmy jedno. Ja w nich, a ty we mnie, aby byli doskonali w jedno, żeby świat poznał, że ty mnie posłałeś… (Jan. 17:11b,21-23a, PUBG)

Chodzi więc o jedność z Ojcem – taką, której niejako produktem ubocznym jest jedność rodziny, kościoła. I która w efekcie zadziwia, przekonuje, pozwala uwierzyć, pójść za Jezusem. Każdy z osobna ma być zapatrzony w Jezusa, w Ojca. Każdy z osobna i wszyscy razem. Tak jak się wpatrujemy w rozgwieżdżone niebo. Przeżywamy to razem, czasem nawet romantycznie, choć każdy używa swoich oczu.

Niektórzy jajogłowi chrześcijanie biorą powyższy fragment za pretekst, żeby nie szukać jedności z braćmi, tylko z samym Ojcem. A oni już „najlepiej” wszystko wiedzą – „eksperci” od Pana Boga. Ci lubią różnice. Inni brną na siłę do zjednoczenia za cenę własnych przekonań. Ci lubią monolit, uni sono, spójność ponad wszystko. To są dwie skrajności, dwa rowy wąskiej drogi.

Ale mi podoba się stara, prosta prawda: zamiast wpatrywać się do upojenia (lub znudzenia) w oczy drugiego, należy raczej patrzeć w tym samym kierunku, choć każdy na swój sposób. Jak w starym dobrym małżeństwie.